Jako góralka nizinna mam potrzebę obcowania z górami. W Beskidy daleko, więc trzeba było sobie znaleźć jakąś alternatywę. W zasięgu 200 kilometrów od domu mamy Sudety, a w nich Góry Izerskie. W lecie rower, w zimie narty biegowe.

Przyszedł więc weekend w lutym, gdzie udało się zarezerwować nocleg w górach. Sprawa niełatwa. Tak w ulubionym czeskim Bedrichovie jak i Jakuszycach czy Szklarskiej nie ma szans. Na szczęście znalazło się dla nas miejsce w okolicach czeskiego miasteczka Desná, przy zaporze Sous.

To taki kompromis bo można z „narty” i na polską stronę i w głąb Czech.

Przyjeżdżamy na miejsce w piątek wieczorem i jesteśmy mile zaskoczeni pokojem w zupełnie nowym bydynku należącym do hotelu Montanie.

Aura dopisuje, mnóstwo śniegu i mroźno. Sobotni ranek trochę zachmurzony ale jesteśmy teoretycznie gotowi do akcji. Praktycznie nie, gdyż komunikacja między nami nie zadziałała i w walizce nie znalazły się wszystkie niezbędne ubrania dla Niedźwiedzia. Dobrze, że Królik należy do zwierzątek o dużym ciałku i sercu. Oddaję moją koszulkę, a na jutro coś się kupi w Jakuszycach 🙂

Spod hotelu już na nartach wyruszamy w stronę Smedavy. 7 km lekko pod górkę dobrze przygotowaną trasą i czas na pierwszy postój.

Obowiązkowy dla Królika caj z rumem (raz poprosiłam o grzane piwo i o mało co nie zostałam wyproszona za próbę profanacji narodowego trunku naszych południowych sąsiadów) oraz knedlik z borówkami.

Dalej biegniemy w stronę Bukovca gdzie ogrzejemy sie w Panskym Dumie.

I zjemy małe co nieco.

Wyjść z ciepłego pomieszczenia się nie chce ale koni jak do MOKu nie ma, więc trzeba dalej zasuwać o własnych siłach w stronę hotelu.

Dla zainteresowanych biegówkami, po czeskiej stornie na pewno polecimy nocleg z drugiej strony gór, czyli w Bedrichovie. My zazwyczaj zatrzymujemy się w hotelu Premier w Janov nad Nisou. Z tamtąd do spenetrowania 180 km świetnie przygotowanych tras. Konieczne przystanki to Lesni Bouda i Knajpa gdzie może warunki nie są łatwe ale nigdzie jak tam smakuje kiełbasa i chleb z cebulą. Poniżej kilka archiwalnych zdjęć.

Wracając do naszego lutowego weekendu, w niedzielę postanawiamy poczłapać po polskiej stronie. Umawiamy się też z kolegą Wojtkiem, który przyjeżdża do Jakuszyc pociągiem. Też fajne rozwiazanie. Przed siódmą pociąg rusza z Wrocławia i 10.34 z przesiadką w Jeleniej jest się w świętym miejscu polskiego narciarstwa biegowego.

Dziś przed nami trasa z Polany Jakuszyckiej do Chatki Górzystów na Polanie Izerskiej. To kultowe miejsce. Zawsze pełne gości zamawiających firmowe naleśniki.

Pogoda piękna choć mroźno.

Nieco wyczerpani z Niedźwiedziem jakoś docieramy do schroniska na Orlim, tam mały przystanek i już prosto na parking przy Polanie Jakuszyckiej.

Wczoraj 20 km, dziś trochę ponad. My padamy, a Wojtek nawet na lekko zmęczonego nie wygląda.