To mial być wyjazd bez auta, bez stresu, ekologicznie i przyjemnie. Rowerem na Bornholm

Odcinek nr 1: Dom – Smolec, 2 km rowerem z tobołkiem na plecach, z naszej wioski na najbliższą stację kolejową. Doskonała organizacja i mała rajze fiber oraz żwawy pęd pedała powodują, że przyjeżdżamy 30 min za wcześnie. Dostajemy smsa od członków naszej eskapady, z którymi mamy się spotkać w pociągu relacji Przemyśl – Kołobrzeg, że już jest opóźnienie 50 min.

Odcinek nr 2: Somolec – Wrocław Główny, 15 km pociągiem, 12 min. Pierwsza wtopa. Zarówno pociąg przed planem (gdyż jak wspomniałam jesteśmy 30 minut za wcześnie), jak i ten wlasciwy nie wpuszcza nas na pokład pomimo zakupionych wcześniej biletów dla rowerów. Pasażerowie oblegają strefę przy drzwiach i ani myślą się przesunąć na moją prośbę i lament, że mamy kupione z głównego bilety do Kołobrzegu i nie zdążymy. Błyskotliwa pani konduktor stawia warunek: jak zostawicie rowery to Was wpuścimy. Gdyby nie wcześniejszy SMS o znacznym opóźnieniu kluczowego pociągu, metodą perswazji wywlekłabym panią na peron, a następnie sama weszła do pociągu i uprzejmie poprosiła pasażerów o wejście w głąb wagonów celem zrobienia miejsca przy wejściu na nasze rowery (tam zresztą gdzie znaczek miejsce dla jednośladów). Trzymam jednak fason, przeklinajac pod nosem koleje narodowe (kto z branży ten wie, że nie pierwszy raz).

Obrażeni na cały świat pedałujemy co sił w nogach skrótami, o których nie mieliśmy pojęcia by zdążyć na spóźniony pociąg do Wrocławia Głównego.

Odcinek nr 3: 7h pociągiem z Warsem, piwkiem i członkami naszej piecioosobowej eskapady z oczywiście pięcioma rowerami do Kołobrzegu.

Pomimo obiecywanek obsługi Malczewskiego, nie nadrabiamy opóźnienia, ba jeszcze je pogłębiamy. Tego dnia jednak już nigdzie nam się nie spieszy. Jantar ma po nas przepłynąć dopiero jutro.

Odcinek nr 4: Kołobrzeg – Nexø, 4,5h katamaranem o przezwisku rzygacz.

6.00 stawiamy się w kołobrzeskim porcie. Znowu środki masowego transportu nas zawiodły.

Był wczoraj sztorm, Jantar został na Bornholmie. I co tu robić prawie o świcie? Klucze do apartamentu zdane, noclegu kolejnego nie mamy, a to szczyt sezonu nad polskim morzem.

Śniadanie pod złotymi łukami i ustalenie planu dnia. Znów z ekwipunkiem na plecach trzeba zasuwać.

Odcinek nr 5: Kołobrzeg – Mielno – Kołobrzeg, 70 km. Trasa niemalże cały czas wzdłuż morza.

Jest ósma rano więc cisza, pustki, bryza morska.

Miodzio do momentu wjazdu w pierwszy kurort. Zgiełk, odpust i drożyzna. Oczywiście to moje subiektywne zdanie, nie chcę nikogo urazić kto lubi te miejsca ale to raczej nie dla nas.

Są i pozytywy. Moment na odpoczynek

i świetne wędzone ryby w Unieściu.

Odcinek nr 5: Kołobrzeg- Nexø, 4,5h, ca. 80 km.

Nastraszeni przez różnych znajomych mających doświadczenie w pływaniu Jantarem zażywamy awiomarin i spięci lecz z uśmiechem wchodzimy na pokład. Na szczęście Bałtyk wyszalał się wczoraj więc wyluzowani jemy pyszne śniadanie serwowane w restauracji pod pokładem.

Jako że zostały nam tylko dwa dni na penetrację rowerową duńskiej wyspy, nie ma czasu na jazdę by zostawić plecaki w naszym domku na kempingu w Hasle.

Musimy przejechać dziś połowę wyspy.

Odcinek nr 6: Nexø – Hasle via Aakirkeby i Rønne, 70km.

Na początek jesteśmy pod wrażeniem ogromnej, lecz pustej plaży Dueodde.

Mała przerwa w winnicy Lille Gadegård.

Wieczorem nagroda dla dzielnych rowerzystów, a przede wszystkim dzielnych rowerzystek.

Odcinek nr 7: Hasle – Nexo via Hammershus, Gudhjem i Svaneke.

Znów dzień pięknych widoków i pysznych ryb.

Wieczorem czeka nas powrót Jantarem. Tym razem nie jest tak spokojnie. Katamaran kolebie się na wszystkie strony. My siedzimy w restauracji. Fotele z gośćmi jeżdżą z prawej na lewą, na stolikach talerze w pełnym ruchu, zdarza się frytka w powietrzu.

Żeby nie wchodzić w szczegóły, pasażerowie dzielą się na trzy grupy. Ci co wciąż korzystają z oferty restauracyjno-barowej, ci co pilnują horyzontu ale generalnie są w dobrej kondycji i ci co zwracają.
Na szczęście nam się nic złego nie przytrafia i szczęśliwie docieramy na ląd.