Na noc jedziemy na pustynię, do Wadi Rum. Z uwagi na brak wolnych miejsc na kilku campach zmuszeni jesteśmy wybrać ciut bardziej luksusowe miejsce. Nie żebym się brzydziła komfortem 😉

Więc jest miło,

domek przyzwoity,

jedzenie świetne,

wieczorem herbatka/kawka przy beduinskiej muzyce,

a później… właściciel okazuje się należeć raczej do nieźle zakręconych ludzi. Napierw opowiada o planetach oczywiście pokazując co i jak właśnie dzieje się nad naszymi głowami (jest mega teleskop ale chwilowo przychodzą chmury i niestety nie ma sensu go używać), potem każdemu wręcza pochodnie

i sporą grupą każe maszerować w szczere piaski.

Sadza nas i każe się nie ruszać gdyż będą zdjęcia.

[Tu w terminie późniejszym zostaną wstawione dowody tej nocy w postaci zdjęć. Na razie czekamy na nie mailem]

Rano czeka nas czterogodzinna wycieczka jeepem po pustyni. 4h wydaje mi się zbyt długo ale szybko zmieniam zdanie.

Na początek rozsądek bierze górę i Niedźwiedź decyduje się nieco zakryć przed palącym słońcem Jordanii swój piękny umysł.

I tak Mosiek stał się Yasser’em.

Nasz beduński kierowca obwozi nas po wielu ciekawych formacjach skalnych zalecając wspinaczkę niemalże na każdą z nich, w celu wykonania nam przez niego atrakcyjnego zdjęcia.

Wycieczka toczy się od herbatki do herbatki.

Beduini prowadząc swój ciężki kramowy biznes, chętnie zapraszają turystów na gorącą, słodką i pełną aromatów herbatę, by Ci nie przeszkadzali swoim kierowcom w długich i żywych rozmowach przy papierosku i oczywiscie herbacie.