Z samolotou widzimy pokręconą Amazonkę w płucach Ziemi.Inaczej nie dało się tu dotrzeć, ewentualnie przez 6 dni płynąć ale podobno to mało bezpieczne ze względu na amazońskich piratów spadających na turystyczne łajby.Po Iquitos nie spodziewamy się wylalanego miasteczka i tak jest. Śmieci, gwar i setki tuktuków.Poziom Amazonki o tej porze roku jest niski, więc musimu ze sobą zabrać mininalną ilość bagażu, tak by jak najmniej obciążać łódź.Trochę jesteśmy zdziwieni widząc podpływającą po nas łódź motorową. Chyba bezmyślnie spodziewalam się czułna z Indianinem.Wypływamy z Iquitos, po lewej stronie place skladowe z drewnem o średnicy Bartka, łodzie, które teoretycznie nie powinny być w stanie dryfować. Po prawej stronie drwalo-żeglarze? ciągnący za sobą świeżo ścięte ofiary.Rzeka jest szeroka jakby jezioro, ale to co widzimy to niekoniecznie brzeg, może to być tylko wyspa. Amazonka w tej oklicy ma nawet 9km szerokości.Kapitan podkręca prędkość. Za 3h mamy być na miejscu, do pokonania 150km. Przyjemny wiatr we włosach na moment pozwala zapomnieć o panujacej na tej szerokości geograficznej duchocie.Po 2,5h na horyzoncie pokazuje się wpływający do Amazonki strumień, a przy nim nieco mniejsza łódź niż nasza. Trzeba będzie się przesiąść.Teraz znów do nas dociera jak tu jest gorąco i wilgotno.Powoli wąskim kanałem prześlizgujemy się tuż nad mulistym dnem,potem przez jezioro Purura i znów kanalem wprost do rzeki Yanayacu.Dookoła zielono, bardzo zielono.Dobrze do takich łupin nas nie przesadzili…Dopływamy do naszego nieco przerażającego raju.Gotowi do pierwszego wejścia w dzicz.Byliśmy już w wielu podobnych lasach ale ten budzi największy respekt. Nasz przewodnik kilka razy powtarza, wszystko czego dotkniecie może okazać się śmiertelne, dlatego absolutnie niczego nie wolno brać do łap.Jako że jesteśmy wysocy idzie przed nami z maczetą i wycina wszystkie wiszące nad nami liany, gałęzie i inne dzikie węże, które moglibyśmy zahaczyć swoją mądrością.Pierwszymi ssakami jakie spotykamy to najmniejsze małpy na świecie – Pygmy marmoset. Biegają radośnie po drzewie nie bardzo się nami przejmując.Po wyjściu z dżungli obowiązkowe mycie kaloszy coby nie wnieść sobie do domku nieproszonego gościa.Na zachód słońca znów płyniemy, nad rozlewisko.
Nagle zaczynają wyskakiwać ryby robiąc piruety nad wodą. Niestety zdjęcia nie udaje się zrobić.
Chwila relaksu na hamakach na naszym balkonie.Las tak strasznie hałasuje, że nie da się czytać. Ptaki udają osły, coś jak nasz bąk woła.Po kolacji, o zmroku znów wyprawa łodzią oglądać kajmany. Zupełnie ciemno. Z przodu łodzi nasz przewodnik ze szperaczem oświetla raz prawy, raz lewy brzeg.Ryby znów wyskakują z wody ale teraz niemalże przelatują nam nad głowami. Co niektóre wpadają nam na kolana.Nad wodą chaotycznie latają małe nietoperze. My jednak wypatrujemy świecących się przy brzegu par oczu. W międzyczasie nad nami niebo rozświetla szalejąca burzy. Nasz przewodnik wypatruje małego kajmana na brzegu. Wyskakuje z łodzi i za chwilę wraca z gadem w rękach.Po opowieści o tych uroczych jak dla mnie zwierzakach musimy szybko wracać. Burza się do nas zbliża.Nie udaje się nam przed nią uciec i wracamy przemoczeni do suchej nitki, przemoczeni deszczowym lasem.W nocy burza dalej szaleje. Pada cały czas. Nasz domek na palach raczej przypomina duża moskitierę, a nie schronienie przed wszystkimi urokami amazonii. Dach jednak nie przecieka.Rano w strumieniach deszczu następna mini wyprawa.Krótki spacer w celu zobaczenia mega wielkich Lilipadów,a potem w planach pływanie z delfinami, w wodzie, my w wodzie. Na pytanie o piranie dowiadujemy się, że raczej są przereklamowane. Skoro tyle ptaków pływa tu sobie beztrosko to znaczy, że nikt ich nie atakuje. I z nami ma być tak samo. Ze względu na deszcz nikomu jednak nie widzi się wskakiwać do wody dlatego zostaje nam obserwacja z łodzi. I tak jest ciekawie. Podziwiamy szare i różowe delfiny. Radośnie wynurzają się przed nami, jakby brały udział w pływaniu synchronicznym.Wracając jeszcze widzimy wysoko na drzewach leniwce, poruszająca się w innym wymiarze czasowym.Po południu wyprawa wędkarska.
W międzyczasie pogoda zdecydowanie się poprawiła i nawet pokazało się słońce. Z bardzo podstawowym sprzętem próbujemy łowić piranie na jeziorze Corriente.Na początku częstują się przynętą na haczyku jak koreczkami na imprezie, potem nabieramy wprawy i udaje się kilka szarpnąć w odpowieniej chwili.Nasza dobra passa nie trwa długo. To mądre bestie, odpływają. Ale patrząc na ich ilość na początku, jednak nie żałuję że nie skusiliśmy się rano na kąpiel. Nasz przewodnik ma większą wprawę i w konarach powalonych drzew łowi jak nas informuje oskary.
Wieczorem piranie oraz oskary lądują przed nami w zjadliwej formie.Mieliśmy też ochotę popływać na supie ale po takim okazie, który kompletnie nie stroni od łódki zdecydowanie jestem na nie.I cóż z tego, że podobno niejadowity. Gdyby mi wpłynął na deskę domniemam, że nie byłabym w stanie zachować spokoju i wpadłabym w tą zupę pełną drapieżników. Zupa bo bulgocze jakby się gotowała.A to tylko małe rybki podskakujące ponad wodę by złapać w paszczę wszechobecnego insekta. Ryb jest mnóstwo, jak mnóstwo jest tu ptactwa. Genialny ekosystem. Wszystkiego tu pod dostatkiem. Niech człowiek nic nie tyka, tylko patrzy.Tej nocy największe wyzwanie. Spacer po dżungli. Z przerażeniem wchodzimy z czołówkami na głowach. Nie wiem czy lepiej widzieć budzących mój strach mieszkańców tego niesamowitego miejsca czy lepiej nie.Ale jak Alain, nasz przewodnik pokazuje wielką jak piłka do nogi żabę – bull frog – stwierdzam, że warto patrzeć.Jest przepiękna i siedzi sobie tuż obok wyciętej dla turystów ścieżki. Pierwsze koty za płoty, nabieram odwagi do momentu, gdy zauważam na swojej drodze takie oto stworzenie.Pokazuje Alainowi i mówię, że jest wielki, a on mówi że racze nie…To ja już nie chcą wiedzieć dużego pająka.Są jeszcze inne, mniejsze żaby – tree frogs – jakby czekające na nasz zachwyt.Aktywni nocą mieszkańcy lasu hałasują, wydając bardzo dziwne dźwięki. Przechadzka trwa zaledwie godzinę, ale ja jestem nerwowo wykończona.Rano ostatnia eksploracja okolicy.Jak widać jest naprawdę gorąco.Po nocy w dżungli wszystko wydaje się być pikusiem, oby mi tak zostało…