Jesteście pierwszy raz w Kerali? Tak ciągle pytają nas tubylcy. Tylko dlaczego pytają o Keralę, a nie o Indie?

Dopytuję, a oni na to, że Kerala jest kompletna, ma wszystko więc jest wszystkim.

Lasy, góry, jeziora i morze, porty. Do tego zamieszkuje je naród Tamilski mówiący w swoim języku.

Są też kompletni ze względu na religie na co dowodem są liczne świątynie każdego z wyznań, nieraz wprost sąsiadujące ze sobą. Spotykamy tu hindusów, chrześcijan, muzułmanów, a nawet żydzi założyli tu swoją diasporę.

Kerala ma swoją wyśmienitą kuchnię. Nie powiem czym różni się od tej z Delhi czy Północy ale jest inna. Lekka, aromatyczna i bywa baardzo ostra. Jak o jedzeniu to trzy słowa o piciu. Nie ma alkoholu. No prawie, gdzieś tam się piwko zdarzyło ale raczeni w nielegalnym obrocie w backpackerskiej knajpce albo w zamkniętym hotelu.

To tu medytuje się, ćwiczy jogę i poddaje zabiegom ajurvedyjskim.

Oczywiście korzystamy każdego dnia z tych dobrodziejstw odjeżdżając w nieznane zakamarki naszych umysłów.

Otwieramy czakry i świecimy nimi niczym migający kolorofon 😉

Jest i oferta kulturalna dla przybyszy – keralski teatr zwany Kathakali. Wikipedia mówi tak: „Tradycyjnie wykonywany jest nocą. Ucharakteryzowani artyści w charakterystycznych kostiumach, z niewielką liczbą rekwizytów, ilustrują ruchem i gestem opowieści z indyjskich eposów. Treść opowieści wyśpiewują dwaj śpiewacy stojący z tyłu sceny”. Wszystko to prawda, byliśmy, widzieli, zdjęcia zrobili, filmik nakręcili.

Make up przed występem
ważny element gry aktorskiej – oczne wariacje

Dlaczego zatem nie potraktować tego indyjskiego stanu liczącego 39 tys km2 jako wyjątkowa kraina trzymająca całe Indie na drugim planie?

Przez kolejne dni nie dziwiąc się więcej zadawanym pytaniom zgodnie odpowiadamy: Tak, jesteśmy pierwszy raz w Kerali i bardzo nam się podoba.

Przemierzamy samochodem z kierowcą 500 km nie licząc za grosze lokalnych jazd tuk tukami.

Na początek Fort Kochi czyli dzielnica w mieście Koczin należącym ongiś do portugalskiego imperium kolonialnego. Stąd liczne kościoły i biała architektura.

Dalej zatrzymujemy się w okolicach Munnar, mieście położonym między wzgórzami obrośniętym plantacjami wściekle zielonej herbaty .

Kolejny obowiązkowy punkt zwiedzania Kerali to okolice jeziora Vembanad. My zatrzymujemy się w Kumarakom by popływać po jeziorze jak i licznych kanałach, przy brzegu których spokojnie toczy się życie.

Przedostatnią destynacją jest Varkala, nadmorski kurort z fantastycznymi klifami.

Okolice Varkali porośnięte są namorzynowymi lasami. W naszych podróżach mangrowce są dla nas zawsze atrakcją i jak tylko się da, zagłębiamy się w ich gąszcze. Aligatory na Florydzie czy jakieś dzikie węże w Tajlandii nam nie straszne. Nie ma zatem żadnych wątpliwości czy i tu nie spędzić kilku godzin w niewygodnym kajaku.

Ostatni dzień wypada w stolicy Kerali – Trivandrum. Podglądamy kolorowo toczące się tu życie, bajkowe świątynie, przydrożne sklepiki i wielobarwnie ubrane kobiety. Pomimo niewielkiej zamożności, zacofania infrastrukturalnego i smogu właśnie te kolory, uśmiech ludzi i słońce powodują, że i tak jest tu super. Wpisujemy ten kraj na listę alternatywnych miejsc do zamieszkania na biednej polskiej emeryturze.

Miasto może nie jest zbyt urocze ale ciekawe. Ma jedną z sekretnych świątyń Sree Padmanabhaswamy. Nas niestety nie wpuszczają do środka. Możemy tylko obejść w około. W ogóle bez odpowiedniego stroju, czyli w roznegliżowanej wersji męskiej, a damskiej pełnym sari nawet dla wyznawców hindu wrota będą zamknięte.

Pozostaje nam popatrzeć na tą oryginalną świątynię, niczym piramidy Majów wyłącznie z zewnątrz.

Na koniec trochę podementuję utarte przekonania o Hindusach:

Są bardzo mili, uprzejmi i bystrzy. Nikt nas nie naciągnął, okłamał (przynajmniej nie mamy tego świadomości) czy nie daj boże okradł (w tym porzuconych naszych schodzonych sandałów przed świątyniami).

Oczywiście ceny np. za podwózkę tuk tukiem dla turystów o jaśniejszej karnacji na pewno są wyższe ale czy to jest problem zapłacić 10 zł za pięciokilometrowy przejazd w ulicznym ścisku? Poza tym ze swoim kiwaniem głową na boki w czasie rozmowy są niezwykle uroczy. Na koniec punktualności – żaden z umówionych kierowców nie spóźnił się więcej niż 5 minut.

Kto nas trochę zna wie, że na naszych opiniach polegać nie można, bo my się wszystkim zachwycamy i zawsze nam się podoba.

Żeby więc zaskoczyć prześmiewcę powiem, że jest jeden przeogromny problem – wszędobylskie śmieci, które często palą się wytwarzając toksyczne gazy. Okropność.

Wsiekałam się na ludków wyrzucających przez okno czy pod nogi butelki, opakowania itp. do momentu, kiedy nie podrożyłam tematu bardziej. Państwo nie odbiera śmieci od mieszkańców. Cena za tą usługę jest tak wysoka, że nikogo na to nie stać. Idąc ulicą nigdy ale to nigdy nie znajdujemy kosza na śmieci. To co oni mają z nimi robić? Utylizują po swojemu….

Wierzę jednak, że za 10 lat tamtejsi rządzący się ogarną i zajmą tym problemem czy kanalizacją.