Dlaczego Natalie, Claudio i Rafael postanowili przeprowadzić się z ziolono- owocowo – słonecznej Brazyli do Szwecji? Dokładniej do Malmö gdzie ciemno, zimno i w ogóle?
To niedźwiedzi koledzy z pracy, którzy podpowiadali plan naszej podróży. Może w człowieku po prostu drzemie taka pierwotna iskierka potrzeby migrowania? I jakby nam nie było dobrze zawsze myślimy o tej trawie, która jest bardziej zielona za płotem?
13.09.2025. W Brazyli jest zima. Dzień trwa ponad 12 godzin, a temperatura wynosi ponad 20 stopni. Do tego wszędzie są plaże, woda w ocenie cieplejsza niż Baltyk i drinki tańsze niż w Trójmieście 😉
Rzecz jasna nie chcę dyskredytować naszego morza ale zachęcić do zadumy nad podróżą na inny kontynent w następne wakacje. Po Rio wybieramy dwie nieoczywiste destynacje, polecone przez wspomnianych wcześniej brazylijskich znajomych. To takie miejsca dla lokalsów na weekend, czy krótkie wakacje. Nic rozsławionego na świecie, a szkoda bo warte odwiedzenia.
PARATY (dojazd w 4h wypożyczonym autem z Rio) to wpisane na listę UNESCO siedemnastowieczne miasteczko z ciekawą historią.
Z jednej strony to odpicowane centrum z butikami i świetnymi restauracjami.
Jedyny mankament w czasie spaceru po nim to ciągle wykręcające się nogi bo jak wyłożono tu dawno temu kamieniami uliczki tak jest nadal, a absolutnym obowiązkiem w Brazyli jest noszenie Havaianasów, które średnio nadają się w taki teren. Po winku i po ciemku to już w ogóle ekstremalna przechadzka.
Ale wracajac do tematu Paraty. Z drugiej strony to ciekawa okolica pełna wysepek, zatoczek i plaż. Nasz plan to 5h rejs na dachu łodzi, z której leniwie podziwiamy bujne zarośnięte wyspy i mieszkajace na nich zwierzaki.
Snoorklujemy w krystalicznie czystej zatoczce.
Komunikacja z naszym kapitanem nie jest łatwa bo my ni w ząb po portugalsku ale jakoś udaje się ustalić, że jestesmy głodni i należy nas dostarczyć do restauracji.
W okolicy można też odwiedzić wytwórnie cachacy, dowiedzieć się o niej co nieco i degustować lokalny wyrób sote
(ja pijam wyłącznie w postaci capirini ale gruboskórny Niedźwiedź próbuje wersje pure).
Nasz fantastyczny pobyt wieńczy butkowy hotel, w którym spedzamy dwie noce. Takich ofert noclegowych w stylu kolonialnej rezydencji jest sporo.
20 km od Paraty znajduje sie wioska Trinidade. Takie urocze, może troche backpakerskie miejsce z klimatycznymi knajpkami, sklepikami i domkami letniskowymi na końcu świata. Jeśli komuś podoba się atmosfera tajskich wsysp to zakochałby się w tym miejscu. Do tego wyluzowuje wszechobecne tu muzykowanie w stylu Boba M.
Na drugi ogień idzie wyspa Santa Catharina zwana FLORIPĄ (1,5h samolotem z Rio). Tak, to jest coś na podobieństwo Florydy stąd zbieżność nazw. To kompromis między kurortową zabudową, a zachowaniem przestrzeni dla przyrody. Tu po raz pierwszy napotykamy kapibary wracajac z porannego spaceru kładką łaczacą plażę i ulice.
Floripa ma szerokie plaże, klify, wydmy, góry, jeziora i pewnie inne atrakcje, których w dwa dni nie jesteśmy w stanie zobaczyć.
Nastawiamy się na trekking przez las z widokami na ocean.
Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie próbowali lokalnych przysmaków. Tu serwują wyśmienite ostrygi, ośmiornice i ryby oczywiście.
Nie jesteśmy w sezonie zatem eksplorując przybrzeżne szlaki czy plaże napotykamy w 99% na brazyliskich turystów. Sensacji nie wzbudzamy, czujemy się bardzo swobodnie. No czasem staje nam tylko na drodze jakaś przeszkoda i nie wiemy jak po portugalsku powiedzieć: idź sobie koniu bo chcemy przejść.