Zasady są trzy: miej kask na głowie, jedź lewą stroną i jak Ci towarzysz powie, że jesteś pijany to zamiast wina pij wodę.
Tak poinstruowani i podpisani, z wypożyczalni rowerów Wine Tours by Bike w Renwick wyruszamy na wycieczkę po tym jednym z najwspanialszych regionów winiarskich na świecie. Prócz rowera i kasku dostajemy mapkę oraz torbę rowerową na cztery butelki gdyby naszła chęć zakupow.
Niedługa trasa przebiega przez około dwadziescia winnic, małych rodzinnych biznesów jak i tych wielkich i znanych jak Cloudy Bay.
Zaczynamy od niewielkiej winnicy Bladen, gdzie właściciel za darmo częstuje swoimi sześcima wyrobami.
Wypada kupić choć butelkę, co czynimy i w naszej rowerowej siatce ląduje sauvignion blanc 2017.
Wiedząc, że nie damy rady zatrzymać się w każdej winnicy ograniczamy się do trzech.
Jako, że nazwisko Herzog dobrze nam się kojarzy, drugi przystanek w przepięknej rezydencji Hansa Herzoga.
Tu próbujemy juz odpłatnie trzech win. Wybieramy tylko czerwone. Nie jesteśmy zaskoczeni gdy okazuje się, że wyroby pana Hansa są tak dobre jak filmy pana Wernera.
Tym razem Montepulciano, nietypowy jak na Malborough szczep jedzie z nami.
Zbliża się pora lunchu zatem ostatnią winnicę musimy wybrać spośród tych, które mają swoją restaurację.
Trafiamy do Giesen.
Tu w karcie tylko deski. Deski serów, deski wedlin albo mixy. Wybieramy dobrze brzmiącą Gourmet Vintage.
Jakie wino takie jedzenie… Nie obchodzi się bez deseru i zakupu kolejnej butelki dla równowagi (rowera).
Oddajemy nasze przyciasne rowerki i już wyjeżdżamy z miasta gdy przypominam sobie, że nie znaleźlismy winnicy naszego ulubionego nowozelandzkiego wina spijanego z przyjaciółmi w Polsce, 3 Wooly Sheep.
Nie jest latwo bo wujek Google podaje producenta z Marlboroug, który nie isnieje. Jest inna winnica z tym samym nazwiskiem w nazwie tzn. Lawson’s Dry Hills. Raczej bez większych nadzieji postanawiamy wstąpić tam.
Bingo! To dom naszych ukochanych owieczek. Okazuje się, że 3 Wooly Sheep były produktem pod konkretne zamowienie, no wiecie państwo: „średnia jakość w niskiej cenie”. No i co my się na winie znamy… Niestety butelka owieczek w Polsce kosztuje znacznie więcej niż to Sev (jak mówią tu na Sauvignion Blanc), które ma wszystkie owieczki pod sobą.
Z rozpędu bierzemy jeszcze Pinot Noir i uciekamy z tej winiarskiej krainy.
Nie mam pojecia gdzie my te wina upchamy w plecakach.