Aby wyjątek potwierdził regułę postanowiliśmy spędzić na jednej wyspie, w jednym hotelu, jeden tydzień. W zasadzie chodzilo o to by pobyć z przyjaciółmi i trochę się pobyczyć w słońcu. Oczywiście deklarując taki wyjazd byliśmy zadowoleni ale im bliżej, tym dopadało nas coraz większe przerażenie wizją nic nie robienia przez siedem dni. Wymiękliśmy. Niedźwiedź przeczytał wszystkie możliwe przewodniki opisujące atrakcje na Fuercie, a ja obkupiłam się książkami do nauki francuskiego (coś przecież trzeba robić!). I obiecałam sobie codziennie uczęszczać na hotelowe animacje pt. joga dla emerytów. No i najważniejsze, w walizkach wylądowały nasze zestawy ubraniowe do pływania na SUPie.
Towarzysz podróży Kot, zapewniał, że nie będziemy się nudzić. Fuerta to raj dla kitowców, surfingowców i supowców. Po pozytywnych doświadczeniach z pływania na desce z wiosłem w Nowej Zelandii jesteśmy gotowi na więcej!
Stosunkowo niedrogi lecz długi lot z Modlina dostarcza nas na środkową część wyspy. Zorganizowana wcześniej taksówka przez stałych bywalców tych okolic Państwa Kotów, zawozi nas do hotelu, który nasi wyżej wspomnieni zwierzęcy przyjaciele bardzo sobie upodobali.
Szybko przekonujemy się dlaczego.
Dodatkowo czeka na nas piękna, szeroka plaża, przy której hotel jest położony.
Do tego wyśmienita kuchnia i legendarny już mai tai czyli drink, który czyści twardy dysk 🙂
Poza jedzeniem i piciem odbywają się indywidualne oraz wspólne wycieczki:
Oazis park – na pewno jedno z najładniejszych i najciekawszych zoo, choć ja nie jestem zwolennikiem takich miejsc. Małemu Trąbkowi i jego rodzicom bardzo się podoba, a to najważniejsze.
My większość czasu spedzamy w ogrodzie botanicznym na terenie zoo.
Ultra spacery – okrzyknięci kilka lat temu przez Słonika i Jastrzębia „turbołapami” musimy teraz ciągle udowadniać, że jestemy w formie. Wybieramy się na ponad 20 kilometrowy spacer, z Playa De La Barca do Morro Jable. Niemalże cały czas wzdłuż oceanu.
Czarne plaże – wypożczonym autem wybieramy się na przeciwległe wybrzeże.
Tu wielkie fale stanowią raj dla surferów, których z podziwem i chyba zazdrością obserwujemy.
Budowanie zamków z czarnego piasku wszystkich wciąga.
W urokliwym Ajui zatrzymujemy się na lody i spacer.
Na uwagę również zasługuję El Cottilo gdzie pijemy taniutką lecz pyszną kawę.
Są też wydmy Dune de Corralejo. To pewnie cześć Sahary Zachidniej, od której kiedyś Fuerta się oderwała.
Do atrakcji należy jeszcze dodać możliwość zakupów alkoholi i perfum w obniżonych cenach czy innych dóbr luksusowych 😉 Ja zadowalam się skromnie Desigualem.
Przychodzi dzień bezwietrzny zatem biegiem na plażę po deskę.
Fal niby nie ma ale ocean to nie spokojna zatoka.
Wiadomo, że Niedźwiedzie dobrze sobie w wodzie radzą więc pion zostaje osiągnięty. Króliki i Koty to nie morskie zwierzątka. Fale wydają się być ogramne zatem zostajemy w pozycji modlitewnej. Nic to, następnym razem będzie lepiej.
Ps1. Pomimo błogiego czasu nie obeszło się bez ogromnych emocji, które dostarczył Niedźwiadek. Postanowił przejść przez drzwi, zamknięte, szklane.
Na szczęście to twardy zawodnik. Skończyło się na pożyczonym plastrze z minionkami od Trąbka
Ps2. Za to wizytę w lokalnej służbie zdrowia musiał tradycyjnie zaliczyć Słonik. Tylko jak powiedzieć na co się jest chorym… Czy angina to po angielsku „engine”? :-)))))))))