Miał być Beirut, a jest Chojno.
W czerwcowy długi weekend stłamszeni epidemią koronawirusa Polacy pękają i masowo wyjeżdżają z bezpiecznych domów. Szturmują wszystkie polskie kurorty bo granice jeszcze zamknięte.
I cóż my małe zwierzątka będziemy robić w ten czas? Nie ma co płakać, że planowany od roku wyskok do Libanu jest nierealny. Jedziemy na Pojezierze Bronickie. Też będzie fajnie.
Uroczy pensjonat Dworek Polski szybko przenosi nasze umysly w stan błogości, a wspaniała obsługa umila nam pobyt.
Pojezierze Brodnickie to region z ponad setką jezior. Ale nie jest tak popularny jak Mazury, co w duchu nas bardzo cieszy, gdyż nie ma tłumów, kramów i zgiełku.
W pierwszy dzień czeka nas 50 km trasa rowerowa głównie wzdłuż jezior.
Infrastruktura gastronomiczna nie jest zbyt duża ale są miejsca gdzie można uzupełnić płyny i skonsumować lokalną rybę.
Smażalnia nad jeziorem Strażyn
Wieczorem wybieramy się na SUPa na jezioro Chojno.
Opanowanie pozycji horyzontalnej jest również ważne
Drugi dzień to dzień prosiąt czyli 4,5h smażenia w kajaku. W ciszy i spokoju dajemy się głaskać słonecznym promieniom.
Po południu kończymy kajakowanie, wpływając do miasta Brodnica.
Zamek Krzyżacki w Brodnicy
Krótki rekonesansik po mieście z trójkątnym rynkiem i posiłek regeneracyjny.
Godna polecenia Pizzeria Bosca
Do tej pory nie rozumiem dlaczego zawsze się tak spalimy. Widzimy słońce i czujemy na ciele ale jestesmy jak zahipnotyzowani. Nikt nie wymięka i koszulki nie zakłada.
Żeby nie było wątpliwości, ta owłosiona noga nie jest króliczym skokiem.
Trzeciego dnia rano wyruszamy w stronę domu ale z postojem w Golubiu Dobrzynie.