O Amazonii wszyscy słyszeli i co niektórzy chcieliby do niej zajrzeć. I my to uczyniliśmy kilka lat temu będąc w Peru. Niedźwiedź szukacjac alternatywnego miejsca tym razem w Brazylii natrafil na nazwę Pantanal.

Nie znany nam obszar, a okazuje się, że powierzchniowo prawie jak nasza Polska! Do tego turystycznie reklamuje się możliwością obserwacji jaguarów. To przesądza sprawę, jedziemy tam!

I teraz cytat z Wikipedii: nazwa Pantanal pochodzi od portugalskiego słowa pantano oznaczającego bagno. Kiedy Portugalczycy dotarli do tych terenów, wzięli je za śródlądowe morze. Teren ten regularnie zalewany jest przez rzekę Paragwaj i jej dopływy. Zajmuje powierzchnię 200 000 km². Głębokość wody może przekraczać 6 metrów, w porze suchej zmniejsza się o około 4 metrów.

Okazuje się, że ceny kilkudniowego pobytu wraz z eskapadami wgłąb są dużo wyższe niz w Amazonii… chyba po prostu mniejsza podaż bo na starym kontynencie jeszcze nie rozpromowano tej atrakcji i turystów wciąż mało.Ostatecznie wybieramy z logistycznych względów Pantanal Południowy i ruszamy z wieloma przesiadkami, a raczej przerzutami nas 😉

Popołudniu docieramy do farmy Santa Clara.

W środku niczego czyli piachu, wyschniętych łąk z setkami krów, dziesiątkami koni, tajemniczych zarośli i palmowych zagajników.

Nasze zakwaterowanie to nie hotel 5- gwiazdkowy ale da sie znieść. Wszelkie niedogodności wynagradzają setki przylatujących tu ptaków: ar, papug, papużek (uczymy sie że to trzy różne gatunki), wyczekiwanych tukanów i innych hałaśników.

Przez kolejne trzy dni każdego poranka i popołudnia czeka nas jakaś wycieczka z naszym bardzo zaangażowanym i empatycznym przewodnikiem Eliasem.

W ciągu dnia tylko hamakowanie bo temperatury osiągają tu piekielne wyniki.

Trochę niefortunną porę wybraliśmy na odwiedzenie Parku Pantanal. Chyba w porze mokrej dało by się dłużej wędrować ze wzgledu na temperaturę no i otoczenie zamiast wyschniętych łąk zamieniłoby się w ziolone bagna. Tylko co wtedy robią te wszystkie krowy???