Najpierw wyjaśnienie z Wikipedii, dlaczego taka wyjątkowa i co nas tu przygnało:
„Składający się z dużych, białych i rozległych wydm, obszar Lençóis Maranhenses wygląda na pierwszy rzut oka jak typowa pustynia, którą jednak nie jest. Ze względu na położenie tuż obok Niziny Amazonki, również tutaj regularnie na początku roku występuje pora deszczowa. Deszcze powodują szczególne zjawisko, słodka woda zbiera się w zagłębieniach między wydmami, a warstwa nieprzepuszczalnych skał leżących pod piaskiem, nie pozwala jej na wsiąkanie w głąb. Powstałe w ten sposób błękitne, zielone i czarne, słodkowodne laguny otoczone są przez pustynne piaski i osiągają największy zasięg w okresie między lipcem a wrześniem.
W lagunach żyje duża ilość ryb, które dostają się do nich w czasie, gdy mają największy zasięg i kiedy mają połączenia z rzekami, np.: z Rio Negro. Jedna z ryb wpada w stan uśpienia w błotnistych i wilgotnych miejscach po tym, gdy większość wody wyparuje, a wraca do aktywnego życia podczas następnej pory deszczowej.”
My mamy możliwość zobaczenia tego miejsca w porze suchej zatem większość terenu parku jest już wyschnięta. Na szczęście zostało kilkanaście lagun, w których taplamy się i brodzimy przez ich środek na drugi brzeg. Termeratura powietrza 30+ przez co woda tylko trochę pozwala nam się schłodzić.
W ciągu 3 dni odwiedzamy je łodzią od strony rzeki Preguiças,
na quadach co chyba sprawia mi największą radochę
i w ostatnim dniu jeepem.
Autem też fajnie bo można przejechać w zasadzie cały park co zabiera nam z 8 godzin. Ale to nie tylko jazda. Lokalne agencje turystyczne organizując taką wycieczkę zawożą turystów na lunch do jednej z nielicznych wiosek na wydmach. Restauracja domowa ale z bardzo dobrymi daniami i trunkami. Ja nie próbuję, niedzwiedz tak.
60% na niedzwiedzi węch bimber, którym zalewają marihuanę
Po lunchu tradycyjna siesta w hamaku,
a potem znów jazda po wydmch i przystanki na kąpiel.
nieplanowane ugżęźnięcie
Finalnie czeka nas romantyczny zachód słońca w luksusach. Leżaczek i kieliszek soku z aceroli.
Jeszcze jedna wyjątkowa rzecz! Endemiczne, zagrożone wyginięciem szkarłatne ibisy.
O zachodzie słońca wypływamy rzeką w stronę oceanu, wzdłuż namożynowych lasów by zobaczyć ibisową sypialnię.
Ptaki zlatują się każdego wieczoru na te same drzewa zamieniając ich zielone liście w czerwoną masę. Jedynie do niższych rzędów wpuszczają białych kuzynów.
Bardzo polecamy to miejsce tym bardziej, że mieszkańcy bardzo się starają by przyciągnąć tu turystów. My zatrzymaliśmy się w niepopularnym Amaro.
Wiosce na granicy parku ale dostępnej w cywilizowany sposób dopiero od 2021 roku gdy połączono ją z lądem mostem. Teraz buduje się tu często przy piaszczystych ulicach czy nad brzegiem rzeki małe hoteliki i klimatyczne restauracje.
krewetki w sosie serowym serwowane w ananasie.
Jedynie z komunikacją po angielsku trochę mizernie ale da się jakoś dogadać. Jedźcie tam!