Włochy wydają się być niekończącą skarbnicą miejsc do szerokopojętej turystyki.
Jak nie ma gdzie jechać, zawsze można wrócić do Włoch znajdując jakiś ciekawy region czy miasto.
Pada na okolice jeziora Garda. Połączeń lotniczych nie ma za to autem dystans nie wydaje się być starszny.
Są i tego pozytywy. Możemy spakować ze sobą pół domu, no może przesadziłam ale cały sportowy ekwipunek na pewno. Mam nawet ochotę wziąć namiot ale okazuje się, że kampingi w Lago di Garda są kompletnie pełne.
Na pocieszenie zostaje nam apartament w Arco co okazuje się być znacznie lepszą opcją.
Miasteczko jest urocze i stanowi optymalną bazę wypadową w każdym kierunku.

Rano rowery, po południu SUPy.

Dzień Nr 1: rowerowo z Arco do Riva del Garda miłą drogą wzdłuż rzeki

a dalej Antica Via del Ponale czyli wyciętą w skale drogą z obłednym widokiem na jezioro i otaczające je góry. Cały czas trzeba ostro pedałować by nie dać się wyprzedzić licznym gagatkom na e-bikach. Jesteśmy dinozaurami.

Docelowo chcemy dotrzeć do Limone Sul Garda ale okazuje się, że drogą która wydawała się przejezdna to się nie uda więc postanawiamy skonsumować co nieco w wiosce Pregasina i zawrócić.

W restauracji serwują najprostrzy, a zarazem najlepszy makaron na świecie

Znów stwierdzam, że starzeję się. Wolę męczyć się pedałując w górę po kamienistej drodze niż puścić się w dół i nie piszczeć hamulcami…. Trasa ostatecznie wychodzi na dobre bo podwieszaną na skale kilkunastokilometrową kładką wzdłuż jeziora z genialnym widokiem, a potem wąskimi uliczkami docieramy do Limone.

Tam zasłużony drink, spacer i promem do Riva del Garda.

Tu poza tradycyjnym Aprerolem serwuje się podobnego drinka lecz na bazie Limonchello, z którego słynie miasteczko.


Zestaw Nr 2. Rano SUPownie na magicznym jeziorku Lago di Tenno.

To miejsce ma w sobie jakąś pozytywną energię.

W ramach leniwego wypoczynku wycieczka samochodowa do Bardolino w celach kulinarno-zakupowych.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Sirmione by znów nadmuchać swoje SUPy i ruszyć do walki z falami Lago di Garda.

Celem jest wpłynięcie fosą do starego miasta co spotyka się z zaciekawieniem spcerowiczów.

Kolacja w Malcesine by przypadkiem bilans dziennych kalorii nie był ujemny.

Dzień Nr 3. Po dniu odpoczynku od rowerowego siodełka czas na kolejną eskapadę na dwóch kólkach. Tym razem bez stromizm. Najpierw droga prowadzi przez winnice.

Potem trochę asfaltem pod górę na małą przełęcz by móc podziwiać Biotop Marocche di Dro. Wspaniały krajobraz rumowiska powulkanicznych głazów.

Dalej z górki do Lago di Cavedine.

Później docieramy do rzeki Sarca, która prowadzi nas do miasteczka Sarche.

Lunch zaplanowano w winnicy Hosteria Toblino.

Absolutna wirtuozeria kulinarna.

Nasze rowery to kompletne zacofanie. Wokół same elektryki.

Późne popołudnie spędzamy nad Lago di Ledro oczywiście wiosłując by zbilansować przyrost łydki powiększeniem bicepsów.

To miejsce pełne turystów,  młodzieży i rodzin z dziećmi, a co za tym idzie jest gwarne. Są pyszne lody i Aperol dla letników 18+.