Korzystając z bliskości naszych południowych sąsiadów postanowiliśmy spędzić pierwszy wrześniowy weekend na ich terytorium, tym razem zabierając rowery skoro śniegu na ukochane bieżki jeszcze nie ma.

W piątkowy wieczór w ponad 4 godziny dotarliśmy do Marianskich Lazni. Liczyłam na jakieś spa albo przynajmniej basen (tak mi się zamarzyło patrząc na nazwę miasteczka) ale jak wyraźnie nie powiem to nie ma co liczyć, że mężczyzna w myślach przeczyta, a to przecież takie oczywiste 🙂

Na szczęście inna przyjemność mnie czekała. Bo ja jestem trochę jak pies, który jeździł koleją. Lubię i tyle. A jak jeszcze z rowerami do środka to już w ogóle cudnie bo się przemieszczam, a nie muszę pedałować.

Zatem z Mariańskich autem do stacji Cheb (z rowerami na dachu rzecz jasna (takie rowerowanie też lubię 😉 ), a potem Ceskimi Drahami do Nove Sedlo u Lokle.

W Loket czas już na lunch i małe zwiedzanie.

Potem przechodzimy do tej właściwej jazdy. Świetny szlak rowerowy wzdłuż rzeki Ohra. Po zdjęciu od razu wiadomo skąd ta nazwa.

Dystans do rynku w Cheb to 44km i tam tradycyjnie nagroda dla bohaterów czyli czeskie piwko.

Niedziele spędziliśmy na odwiedzeniu Karlovych Var bo jako fanatycy festiwali filmowych jakoś nam wypadało. I wypić wstrętną, gorącą, śmierdzącą żelazem wodę, podobno leczniczą też wypadało.

Na koniec ku przestrodze: jadąc na rowerze nie przekonuj telefonicznie maszynisty, który nie chce wyjść do pracy, że powinien bo co najwyżej to samemu możesz mieć problem z pójściem do pracy w poniedziałek, na pewno nie w spódnicy.