Wczoraj nie wydarzyło się nic spektakularnego. Ani żaden z mieszkających we wioskach psów, ani żaden z mijających nas osłów nie ugryzł Niedźwiedzia. A zdarzały się takie incydenty.

Dziś będzie o naszym przewodniku. Pewnie ktoś zaśmieje się z nas, po co nam tu przewodnik jak droga prosta albo czy nie mamy na co pomiędzy wydawać. Oczywiście że mamy na co. Kto mnie zna ten wie, że z namiętnością kupuję buty, które nie mieszczą się już w garażu (auto ma zakaz wjazdu), a Niedźwiedź dla równowagi muzykę na CD. Ma tyle płyt, że nawet w Ikei zabrakło półek (wycofali z produkcji ale że zabrakło brzmi lepiej, a to prawda). Ale nie o tym chciałam napisać.

Uważam, że to po prostu fair. Nepal nie ma przemysłu, rolnictwo nie rozwinie się tu poza uprawami ryżu, nawet sól himalajska, którą kupujemy w Europie jest z Tybetu. Jak to jest, że mają tak cholernie ciężko choć mieszkają Himalajach! W jednym z najatrakcyjniejszych turystycznie miejsc na naszym globie.

Nasz przewodnik Pasang jest bardzo miły. Ciągle się do nas uśmiecha, pyta czy wszystko ok i gdybym mu powiedziała, że bolą mnie nogi pewnie zaproponowałby mi barana pomimo, że jestem od niego prawie dwa razy większa.

Pasang powiedział nam, że bardzo często towarzyszy polskim wyprawom. Oczywiście pomyślałam, że mówi to z grzeczności ale jak powtórzył imię mojego męża, wymawiając perfekcyjnie 2 x RZ zrozumieliśmy, że to nie ściema (Sylwia nie stanowi absolutnie żadnego problemu). Okazuje się, że Pasang ma 49 lat, jako chłopiec pracował nosząc sprzęt wyprawowy, potem był pomocą kucharza, a potem pierwszym kucharzem, i tu się zaczyna śmiech z Polaków (pozytywny oczywiście). Polacy mają świetne jedzenie w puszkach, z których gotował gulaSZ. „Wiesz, taki wielki na 30 osób, wszystko tam było”. A kto był na tych wyprawach? Januszmir, Arturhaz. Kto? No wiesz, Januszmir ma taki duży sklep w Polsce ze ubraniami w góry, a Arturhaz juz nie żyje. Oczywiście chodziło o właścicieli niegdyś Alpinusa, a teraz HiMountain.

Opowiedział też jak uczestniczył w akcji poszukiwawczej pary z Tajwanu. Akcje po dwóch tygodniach przerwano bez sukcesu. On z kolegą nie dał za wygraną i poszedł jeszcze raz. I znaleźli uwięzionego od 47 dni w wąwozie mężczyznę, kobieta już nie żyła. Uratowali go. Pokazał nam zdjęcia z wyprawy. Wierzę w to wszystko. I tym bardziej uważam, ze takich ludzi trzeba wspierać finansowo, żeby mogli się szkolić z ratownictwa i przekazywać te umiejętności z pokolenia na pokolenie bo nam górskim turystom mniej lub bardziej doświadczonym zawsze przyjdą z pomocą.